- Pod łóżkiem było ciasno. Sprężyna ze starego materaca boleśnie piła mnie w bok. A jednak nie ruszyłam się ni o milimetr. Wepchnął mnie tam dosłownie przed chwilą. Jeszcze zanim sam upadł na ziemię. Patrzyłam mu w gasnące oczy bez słowa, widząc jak z jego czaszki wypływa ciemna krew. Wydawało mi się, że jest cicho. Całkiem cicho, kiedy ojciec umierał.
Ale nie było.
Powietrze rozrywały krzyki Rosjan i pociski. Wrzaski gwałconych kobiet, płacz zabijanych dzieci. Gdzieś upadła przetrząsana szafa, talerze z łoskotem uderzały o podłogę. Mężczyźni się śmiali. Tylko ja leżałam nieruchomo pod materacem i myślałam, że świat kończy się właśnie po raz kolejny. Tym razem jakby bardziej. Osobiście.
Nie jestem pewna ile siedziałam pod tym łóżkiem. Dwanaście godzin? Dzień? Dwa? Kiedy wyszłam świtało. W okół leżały ciała. Ojca, sąsiada, siostry która siedziała w tej cholernej szafie.
Zabrałam mu wtedy pistolet, pół bochenka chleba i wyszłam z domu. I tak idę z tych mazur, ale w drodze rana po sprężynie się zaogniła. Próbowałam ją myć, ale woda z jeziora... Sam wiesz. - Kora nie miała pewnie więcej niż dwadzieściaparę lat. Wydawała się jakby spłowiała, szara. Nawet pełne usta miała blade i tylko oczy były intensywnie zielone. Kora. Pasowało do niej to imię, jak nic.
- Nie, nie bardzo. Śpię gdzie mogę. - Leżąca na łóżku polowym, zszywana, młoda dziewczyna parsknęła krótkim, szorstkim śmiechem, na co pozwalała jej pewno końska dawka prochów, a usta wykrzywił jej szyderczy grymas - Ty wiesz ile razy ja to słyszałam? Że "Ja cię mogę przenocować..." - Spoważniała wsłuchując się w słowa mężczyzny. Skinęła głową z ociąganiem, a wzrok uciekł jej za okno. - Dobra. Już dobra, kilka nocy, zanim nie znajdę czegoś swojego. Jak cię zwą? Święty? Pięknie. To ja będę Przyjezdna. I jasne. Wyniosę co chcesz, ale dwadzieścia procent dla mnie.
Ostatnio edytowany przez Lelija (2014-08-24 22:12:01)
Offline